niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 5

Oboje byliśmy przerażeni zaistniałą sytuacją. Siedzieliśmy skuleni na brudnej i mokrej podłodze. A do tego strasznie tam śmierdziało. Nagle usłyszeliśmy dość głośne kroki. Ktoś się zbliżał. Bałam się, że będzie to ten, kto zabił tę dziewczynę. Bałam się, że nas też zabije. Nie wiedziałam gdzie jestem. A powoli zaczynałam zapominać kim jestem..
                                        - Widzę, że już się obudziliście.. A do tego już się znacie. - usłyszeliśmy głos zza naszych pleców. - No tak, takie dziwne sytuacje często łączą ludzi.. - zaśmiał się mężczyzna. To był on. Elijah.
                                        - Kim ty jesteś co? - wstałam z miejsca i zaczęłam krzyczeć. Miałam dość.. - Babcia dosyć często pisała o tobie w tym chorym notesie.. Ale nigdy nie napisała tam, kim ty w ogóle jesteś.. Nawet nie wiem czy ten pamiętnik był jej.. Może ty go napisałeś co? Gdzie ja w ogóle jestem? Co ja tu robię? Czego ty ode mnie chcesz? Jesteś chory koleś !! CHORY !!
Po chwili straciłam wszelkie siły i rozbeczałam się jak małe dziecko. A on nic nie zrobił.. Po prostu zaśmiał się, tak jak zawsze i odszedł na chwilę. Gdy wrócił miał w ręce notes. Ten notes. Rzucił go na ziemię tuż pod moje stopy i znowu się zaśmiał, a potem spoważniał.
                                           - Lepiej przeczytaj go jeszcze raz i się zastanów.. I na drugi raz się tak nie rzucaj, bądź mądrzejsza niż twoja towarzyszka, która posłużyła za obiad. Weź przykład z babci, która od początku była posłuszna i zaszła daleko w naszym świecie. To taka moja rada.. - zarzucił poważną miną i odszedł. Cała się trzęsłam. Schyliłam się powoli i podniosłam notes. Był pusty. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi.
                                             - A co z tym wszystkim ma wspólnego twoja babcia, huh? - spytał Lucas.
                                             - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja sama nie mam pojęcia.. - odpowiedziałam i ponownie oparłam się o ścianę brudnej łódki. Nagle oboje poczuliśmy mocne szarpnięcie. Łódka zatrzymała się i odbiła się od brzegu. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że łódka na której przypłynęliśmy nie była jedyna.. Za nami było ich jeszcze kilka. Ludzie w nich jednak nie byli jacyś.. Przestraszeni tak jak my.. Siedzieli sobie, rozmawiali i śmiali. Spojrzałam dziwnie na Lucasa, a on tak samo popatrzył i na mnie. Nagle podeszło do nas dwóch gości i kazali nam wysiadać. Strasznie się bałam. Byliśmy na jakieś wyspie. Było ciemno. Złapałam Lucasa za rękę, nawet nie wiem kiedy.. On chyba też nie. Był tak samo przerażony jak i ja. Popatrzyłam na inne łódki. Nastolatkowie mniej więcej w naszym wieku, wybiegali z łódek z uśmiechami na twarzach i podbiegali do poszczególnych ludzi. Przytulali ich, cieszyli się. Jakby spotykali się z dawno zaginioną rodziną.. To było.. Co najmniej dziwne. Prowadzili nas w stronę jakiejś.. Jakby wielkiej hali. Weszliśmy do środka ciągle trzymając się za ręce. Było tam jasno. Wyglądało to jak jakiś bal. Jakaś wielka impreza. Było tam bardzo dużo ludzi. Wszyscy bawili się, tańczyli.. A ja i Lucas, byliśmy przerażeni. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Gdzie jesteśmy. Nagle podbiegły do nas jakieś dwie dziewczyny. Uśmiechnęły się szeroko i zagadnęły.
                                                  - Pierwszy raz na zebraniu? - próbowała przekrzyczeć muzykę jedna z nich. - Nic się nie bójcie. Będzie fajnie. Też się bałam za pierwszym razem, a teraz za każdym nie mogę się doczekać następnego. - uśmiechnęła się dziewczyna, a my nadal nie wiedzieliśmy o czym ona mówi. Dziewczyny zostały zagadane przez jakiegoś chłopaka i już ich przy nas nie było. Nagle na "scenę" o ile można to tak nazwać, wszedł Elijah i stanął przed mikrofonem.
                                                   - Proszę wszystkich o uwagę ! - krzyknął prawie do mikrofonu, a cała sala ucichła i skupiła swój wzrok na nim. - Witam wszystkich na kolejnym dorocznym zebraniu strażników ! - uśmiechnął się szeroko, a w sali rozległy się brawa. - Chciałbym również serdecznie powitać dwóch całkiem nowych rekrutów. Rebekah i Lucas zapraszamy !

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 4

Siedziałam obok mężczyzny, przestraszona co chwilę na niego zerkałam. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Tak na prawdę nadal nie wiedziałam, czego ode mnie chciał, ani dlaczego postanowiłam w ogóle się z nim spotkać. Bałam się go. W sumie to mało powiedziane. Gdy pierwszy raz go spotkałam, wydał się miły. Teraz jednak.. Byłam przerażona. Przerażał mnie jego wygląd, wyraz twarzy, a najbardziej spojrzenie. Minęła już dłuższa chwila. Widziałam, że mężczyzna nadal nie ma zamiaru zacząć rozmowy.. Ja jednak bałam się odezwać.. Nie wiedziałam co robić. Pomyślałam, że może się rozmyślił, że nie chce ze mną rozmawiać. Nerwowo obróciłam się o kilka stopni w lewo i powoli wstałam. Spojrzałam na mężczyznę, a on na mnie. Jego wzrok przeraził mnie po raz kolejny. Rozum nakazywał mi odwrócić się i pójść do domu, lub gdziekolwiek z dala od niego.. Jednak nie mogła ruszyć się z miejsca. Przez cały czas wpatrywałam się pustym wzrokiem w jego paraliżujące oczy. W końcu wygrał i usiadłam z powrotem.
                                - Nie jesteś jeszcze tak silna jak myślała Veronica.. Musisz się jeszcze wiele nauczyć młoda strażniczko.. - zaśmiał się, a potem spoważniał.
Nie pierwszy raz usłyszałam to słowo.. Strażniczka.. Ale czego? Żeby być strażnikiem, trzeba czegoś chronić.. Po prostu czegoś strzec.. Czegoś lub kogoś..
                                - O czym pan mówi? Ja.. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Nic nie rozumiem. Czy ktoś może mi to w końcu wyjaśnić? - byłam coraz bardziej wściekła.
Mężczyzna znowu, z początku nonszalancko się uśmiechnął, a potem po prostu.. Zaczął się śmiać.. Tak perfidnie śmiać.. Tak bardzo głośno, nie umiałam tego wytrzymać. A w pewnym momencie.. Nie wiem jak do tego doszło.. Było tam przecież tyle ludzi. Zemdlałam. Urwał mi się film.

                                                                            * * *

Gdy się obudziłam byłam na jakimś.. Statku? Łódce? Cokolwiek to było, nie podobało mi się.. Próbowałam kogoś znaleźć, szukałam jego. Chciałam dowiedzieć się gdzie jestem. Szukałam kogokolwiek, kto powiedziałby mi co się dzieje i gdzie jestem. Obeszłam wkoło w sumie niewielki pokład i po jego drugiej stronie zobaczyłam dziewczynę, mniej więcej w moim wieku. Była nieprzytomna. Tak mi się przynajmniej wydawało.. Chciałam ją obudzić. Potrząsnęłam nią, a jej głowa opadła na drugą stronę. Zamarłam. Zobaczyłam pełno krwi.. Jej szyja.. Była jakby.. Przegryziona. Ale nie mogło być to zwierzę.. To był zgryz człowieka. I dwa kły, wbite najgłębiej. Chciałam krzyczeć. Ale wiedziałam, że jeśli to coś, lub ten ktoś, kto zrobił to tej dziewczynie, może jeszcze tu być. Chciałam jak najszybciej się stamtąd wydostać. Przeszłam nieco dalej i zobaczyłam kolejną osobę, tym razem, był to chłopak. Nie potrafiłam dokładnie określić jego wieku. Przypuszczałam, że był ode mnie starszy, ale o jakieś góra 2-3 lata. Leżał na ziemi, nie był o nic oparty. Obejrzałam jego szyję i inne odsłonięte części ciała. Nagle łódka zatrzęsła się tak mocno, że upadłam na ziemię. Miałam nadzieję, że nikt tego nie słyszał. Nagle chłopak zaczął się budzić. Ukucnęłam obok niego i dotknęłam jego czoła. Był cały blady i zmarznięty, z resztą tak samo jak ja. Powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem.
                                        - Kim jesteś? - spytał zmieszany. - Co tu robisz?
                                        - Jestem Rebekah - wyszeptałam. - Wiesz może co tu się dzieje? Gdzie jesteśmy? Strasznie się boję. - dodałam.
                                        - Miło.. Jestem Lucas. Nie wiem.. Nic nie pamiętam. Wiem tylko, że ostatnio działo się dużo dziwnych rzeczy. Przyszedł do mnie jakiś facet i.. Mówił coś o jakichś strażnikach.. O tym, że jestem jednym z nich.. Że mam misję.. A potem zaczął się po prostu śmiać.. Dalej nic nie pamiętam. Obudziłem się teraz. - odpowiedział chłopak, po czym wysłuchał mojej historii, która była tak podobna do jego, że powiedziałabym iż spotkało nas to samo.

środa, 6 lutego 2013

Rozdział 3

Otworzyłam znużone oczy i spojrzałam na zegarek. Była już 11. Zwlekłam się z łóżka, i starałam się normalnie wykonywać rzeczy, które robię w każdą niedzielę. Nie mogłam jednak się na niczym skupić. Przez cały czas myślałam tylko o jednym. Czego chciał ode mnie ten facet? O czym pisała babcia? I co się tu wgle dzieje?! Nic nie rozumiałam.. Cała się trzęsąc, poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w wygodne, krótkie szorty, bokserkę i trampki. Gdy zeszłam na dół do kuchni, była już 13. Muszę tam być o 14. Pomyślałam i szybko chwyciłam z lodówki coś do jedzenia, po czym skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.
                                     - Dokąd idziesz córciu? - nagle mama stanęła za mną i wystraszyła mnie prawie, że na śmierć. Wszystko mnie irytowało, denerwowało i wszystkiego się bałam.
                                      - Przestraszyłaś mnie.. - szepnęłam, ale zaraz się otrząsnęłam. - Idę na miasto.. Muszę kupić sobie.. - chwila zastanowienia - nową bluzkę.. - uśmiechnęłam się nieszczerze. Mama spojrzała na mnie dziwnie, ale po chwili przyznała mi rację i pozwoliła wyjść.
Spojrzałam na płaski wyświetlacz telefonu. Była 13:15. Zaczęłam się spieszyć. Złapałam pierwszy autobus, który kierował się na piątą aleję. Wysiadłam tuż obok Garvey Park, ale była już 13:55. Przypuszczałam iż mężczyzna jest raczej punktualny, więc zaczęłam biec. Dotarłam do parku i stanęłam obok jednej z ławek. Rozejrzałam się dokładnie, ale nigdzie nie widziałam mężczyzny. Spojrzałam ponownie na zegarek. Była dokładnie 13:59. Gdy cyfry przeskoczyły gwałtownie i zmieniły się w 14:00. Spojrzałam raz jeszcze na centrum parku. Zauważyłam jego. Szedł w moją stronę. Serce prawie mi stanęło. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co robić. Chciałam odwrócić się na pięcie i wrócić do domu. Ale przecież napisał, że jeśli nie przyjdę, to znajdzie mnie i sam do mnie przyjdzie. Przyznam, że nikogo wcześniej tak się nie bałam. W końcu podszedł do mnie usiadł na ławce obok której stałam i dziko się uśmiechnął.
                                         - Witaj Rebeko.. Usiądź proszę.. - po raz kolejny zarzucił nonszalanckim uśmiechem, a ja nie wiem dlaczego, posłuchałam go i usiadłam tuż obok niego.

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 2

                                   - Hej mamciu! Co robisz? - spytałam i ze zdziwieniem spojrzałam na kobietę, która na środku salonu tańczyła jak głupia.
                                   - Ćwiczę córciu, ćwiczę. Nie widać? - odpowiedziała zasapana. - Chcesz może coś do jedzenia? - spytała po krótkiej chwili, gdy już chyba mój wzrok stał się dla niej irytujący. Chciało mi się śmiać.
                                   - Dzięki, poradzę sobie.. - powiedziałam z uśmiechem, ale po chwili zszedł on z mojej twarzy. Przypomniałam sobie po co zeszłam do kuchni. Chciałam zapytać mamę o babcię.
                                   - Mamo.. - przerwałam na chwilę i spojrzałam na zdjęcie, które stało na kominku. Na zdjęciu byłam ja i babcia. - Czy babcia często.. Powiedzmy.. Wyjeżdżała? - wydukałam.
                                   - Wyjeżdżała? - zdziwiła się mama. - Ale dokąd? - spytała.
                                   - No nie wiem.. Tak po prostu. Czy znikała na przykład na jakiś czas..? Nie było jej może trochę długi, a ty nie wiedziałaś co się z nią dzieje? - spytałam jeszcze.
                                   - Raz.. Nie.. - zrezygnowała jednak. - Nie przypominam sobie takich sytuacji. Dlaczego pytasz o coś takiego? Coś się stało? Czemu tak nagle pytasz o babcię? - była strasznie zdziwiona, i zamyślona. Jakby pamiętała o jakiejś sytuacji, ale nie mogła sobie przypomnieć, kiedy i gdzie miała miejsce, ani czego dotyczyła.
                                    - Nic takiego.. Tak po prostu, chciałam wiedzieć, czy babcia lubiła podróżować.. - skłamałam.
                   Nie byłam pewna co w tym momencie działo się z wyobraźnią mojej matki. Nie chciałam tego wiedzieć, ale na pewno nie było to nic normalnego. Nie mogłam tym bardziej powiedzieć jej o mężczyźnie z cmentarza i o tym, że najprawdopodobniej ktoś chce mnie nastraszyć i uzupełniał pamiętnik babci, po jej śmierci. Mama ponoć strasznie przeszła przez śmierć babci. Nie chciałam jej tego jeszcze bardziej utrudniać, po tylu latach, po których najwyraźniej dopiero zaczynała się z tym godzić. Zwróciłam się w stronę kuchni, a mama wróciła do ćwiczeń. Usiadłam na jednym z wysokich krzeseł przy barku i przyciągnęłam do siebie listy, które najwyraźniej jeszcze nie otwarte i nie przeczytane leżały bezbronnie na stole. Było ich kilka. Może z pięć, sześć..
                                        - Prąd, Gaz, Woda.. - kolejno wymieniałam to, czego zwykle dotyczyła nasza poczta. Ostatni list był zaadresowany do mnie. Nie znałam pisma, które na nim widniało. Spojrzałam dziwnie na szarą kopertę, chwyciłam ją w dłonie i skierowałam się w stronę mojego pokoju. Usiadłam na łóżku zaścielonym fioletowym kocem i otworzyłam ostrożnie kopertę. Wyciągnęłam z niej kartkę, starannie i równo złożoną w pół. Otwarłam ją i zaczęłam czytać.

                       Droga Rebeko!
    Jeżeli to czytasz, to proszę cię o jak najszybszą odpowiedź na adres zwrotny, który widnieje na kopercie. Wiem, że może informacje, które teraz posiadasz są dla ciebie nowe i nie do końca je rozumiesz. Jeśli przeczytałaś pamiętnik Veronici, wiesz o czym mówię. Nie bój się, wiem, że najprawdopodobniej jesteś przerażona tym, czego się dowiedziałaś, ale uwierz, że nie ma czego się bać. Jeżeli chcesz w końcu rozwiać swoje wątpliwości i uzyskać odpowiedzi na wiele pytań, które na pewno cię nurtują, spotkaj się ze mną. Przyjdź jutro (04.02) do Marcus Garvey Park przy Piątej Alei o godzinie 14. Jeżeli nie przyjdziesz, będę musiał sam się do ciebie zgłosić. 
                                                                                                                                  Elijah

Zdziwiło mnie to co przeczytałam. Nie wiedziałam jeszcze czy pójdę, ale jedno wiedziałam na pewno. Miałam do niego wiele nurtujących mnie pytań, a on to jakby przewidział..



________________________________________
Mam nadzieję, że się wam spodoba. I mam do was prośbę. Jeżeli już tu jesteście, to zostawcie komentarz. Dla was to kilka chwil, a dla mnie, to na prawdę wiele znaczy. Z góry dziękuję ;) 

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 1

Minęły 2 godziny. A ja nadal byłam pogrążona w lekturze. Nie mogłam uwierzyć w rzeczy, które wypisywała tam babcia. To nie mogła być prawda... To były jakieś bzdury. Takie coś było niemożliwe. Pisała o miejscu, w którym żyją nadnaturalne istoty. Pisała o tym, jak im pomagała. O facecie, którego kochała. Nazywał się Elijah. Tak samo jak mężczyzna, który dał mi Pamiętnik. To musiał być on. Ale nie rozumiałam w jaki sposób, on mógł być związany z babcią.. Był od niej ze 30 lat młodszy. Tak przynajmniej wyglądał. Czytałam dalej z zapartym tchem. Coś jednak, bardziej niż inne wpisy wróciło moją uwagę. Widniało tam moja imię. Był to wpis z dnia, w którym zmarła babcia. Nie był on jednak ostatnim.. Jak to możliwe? Ktoś robił sobie ze mnie jaja. To pewnie ten facet.. Wyglądał podejrzanie i dziwnie się zachowywał.

                  3 luty 2001

       Nie czuję się dziś najlepiej. Straciłam wczoraj zbyt dużo sił i energii. Nie jestem już na tyle sprawna. Jest już za późno na przemianę. Elijah się nie zgodził. A teraz jestem już zbyt słaba. Mam nadzieję, że Rebekah będzie ode mnie silniejsza. Że da radę. Musi. Wierzę w nią. Nie chcę tego dla niej, ale niestety taki już nasz los. Musimy się z tym pogodzić. Elijah obiecał, że z początku się nią zajmie. Że pomoże jej przejść przez początkujące piekło. Przez wiedzę o jakiej nigdy nie miała pojęcia. Jest silna. Czuję to. Poradzi sobie. Będzie lepszą strażniczką ode mnie. Mam tylko nadzieję, że...

Po tych słowach, następna kartka była wyrwana. Nie wiedziałam, co dalej chciała napisać babcia. O czym ona pisała? Jaką strażniczką, jaką wiedzą, jakie piekło? Z czym niby miałam sobie radzić. W czym miał mi pomagać obcy facet? Byłam przerażona.. Zamknęłam notes i zeszłam na dół do kuchni, gdzie siedziała mama.